Chcę

Więźniem siebie człowiek

który myśli że musi

to

tamto

tamtego

I on nawet nie wie

że jak długo może

nie musi niczego


Zajęło mi ładnych parę miesięcy, aby oduczyć się nadmiernego używania słowa „muszę”. Jeszcze na finiszu nie jestem, ale cieszą mnie postępy, jakie już zrobiłam.

Nie byłam nawet świadoma, że wypowiadam to słowo tak często i w sytuacjach gdy, jak się nad tym krótką chwilę zastanowiłam, wcale nie powinnam go użyć. Bardziej odpowiednie byłoby słowo „chcę”.

Oczywiście, ten niepozorny nawyk miał swoje solidne uzasadnienie, co odkryłam, jak tylko zabrałam się za jego wykorzenianie z codziennego zestawu najczęściej używanych zwrotów i słów. Mianowicie, bardzo wygodnie było mi stosować to słowo w sytuacjach gdy nie miałam odwagi, czelności, albo po prostu nie chciałam kogoś urazić lub komuś czegoś odmówić. Łatwiej było mi wtedy powiedzieć: “nie wpadnę na kawę, bo muszę skosić trawę” niż „nie wpadnę na kawę, bo chcę skosić trawę”.

Gdy analizowałam coś w myślach lub mówiłam do siebie, co zamierzam zrobić, było to samo! Okazało się, że jedyne co mogę to: musieć!  

Dlaczego w ogóle zabrałam się za wytrzebianie tego słowa? Ano dlatego, że jako osoba, której zależy na życiu w prawdzie ze sobą zrozumiałam, że pomiędzy musieć, a chcieć jest wielka, egzystencjalna przepaść.

Do tej bowiem pory, moje zachowanie mogłam „zwalić” na siłę wyższą. „No oczywiście jakbym mogła to bym przyszła do ciebie na kawę, ale w tej sytuacji sama rozumiesz, nie mogę…” Każde takie kłamstwo to nieprzyznawanie się do siebie! Najprawdziwsza zdrada, którą zadajemy samym sobie.

Teraz, jedynym usprawiedliwieniem jest to, że po prostu nie chcę. Po raz pierwszy mówię Tobie prawdę, że po prostu nie mam ochoty przyjść do Ciebie na kawę. Wole zrobić coś innego.

Konsekwencje używania słowa „chcę” gdy takie powinno być użyte, są naturalnie różne. Nie zawsze fajne. Przynajmniej na początku tej ciekawej przygody.

Nie tylko w kontakcie z innymi ludźmi, ale też w relacji ze sobą. No bo nagle okazuje się, że nie chodzę do pracy, która mnie męczy, bo muszę, ale dlatego, że chcę. Bo przecież gdybym naprawdę nie chciała, to poszukałabym sobie innej. A skoro w niej ciągle jestem, to chyba oznacza, że szukanie nowej, aklimatyzowanie się w nowym środowisku pracy, etc. wydaje się mi być gorszą perspektywą, niż pozostanie w starej. Czyli, w sumie to dokonuję wyboru. Wybieram mniejsze zło, zamiast sięgnąć po więcej. Decyduje się na to co jest. I tutaj znowu – nie muszę, ale chcę.

Dla zachowania równowagi wspomnę o fajnej kwestii. Będzie to odzyskiwanie sprawczości. Stan, poczucie, którego wielu ludzi nie posiada. Bo jeśli całe życie, każdego dnia, co chwilę coś musimy: Muszę iść zrobić siku, muszę jechać do sklepu, muszę wstawić pranie, muszę zadzwonić do rodziców, muszę podlać kwiaty…to czy tak naprawdę czujemy się jak ludzie wolni, suwerenni, samostanowiący o sobie?

Chcę żyć bez wyrzutów sumienia, że chcę czegoś innego! Że wybieram siebie, a nie matkę, babkę, siostrę, brata, księdza, sąsiada, kolegę, i całą resztę świata. Że wybieram legalnie poleżeć d.. do góry i nic nie robić! Że codziennie wybieram tę pracę, bo z jakichś powodów wolę ją niż coś nowego. Przecież mam prawo taka być. Może przyjdzie dzień kiedy wybiorę inaczej. Jeśli nie, to też dobrze.

A teraz skreśl niewłaściwe:

Przez ile (musiałam/chciałam) przejść, żeby to w końcu zrozumieć?!

Ps. Na początku, gdy jeszcze nie mamy na tyle odwagi, żeby przyznać, że chcemy, to można mówić: “Idę teraz kosić trawę”. Bez chcę czy muszę. Zresztą ostatecznie, to jest forma docelowa. Świadome, intencjonalne używanie słowa “chcę” jest po to, abyśmy wbili sobie to do głowy (tak jak wbiliśmy sobie do głowy słowo: muszę) i o tym podświadomie myśleli gdy wyrażamy jakąkolwiek myśl czy zamiar. Taka forma terapii.

Kategorie