Czerwony sznurek

Dotykał wszystkich

zdrowych i chorych

i tego co z trądem łaził

Nic nie zabrało jego energii

niczym się nie zaraził

Niczego się nie bał

sznureczka nie nosił

w czerwonym zawsze kolorze

Sznurek był niczym

przy jego mądrości

wiedział że wszystko może


Ewidentne „wampiry” to ludzie, których podświadome programy do zasilenia potrzebują innych. Żerują na otoczeniu i szukają podświadomie takiego otoczenia (towarzystwa), które będzie „żerowalne”. Jak to się mówi: do tanga trzeba dwojga.

Czym innym będą programy, które żarują na swoim gospodarzu.

Potencjalnie niemalże każdy człowiek może być i jest energetycznym wampirem. Jaka jest różnica pomiędzy tymi, o których od razu możemy powiedzieć, że „wysysają” z nas energię, a resztą „normalnych”? Największa jest taka, że z normalnymi bujamy się najdłużej.

To nie zawsze będzie jasne i rozpoznawalne, że ci “normalni” również żerują. Na przykład takie dziecko: cudowne, urocze, które wciąż absorbuje uwagę swojej mamy (która dla dziecka mogłaby żyły sobie wypróć) jest też wampirem energetycznym. Odmian wampiryzmu jest bardzo wiele. Podświadome programy, które wymuszają określone zachowania w człowieku, a ściślej mówiąc emocję, które prowadzą do tych zachowań, w swoim zapisie mają m.in. to, żeby nie dać się rozpoznać i zlokalizować. Z prostej przyczyny – jak wszystko inne chcą żyć. Nie chcą być zauważone przez swojego gospodarza/dawce, a nawet jak gospodarz zacznie coś podejrzewać, to robią wszystko, żeby uznał, że program jest częścią jego, a nie żercą.

Nie wiem co myślał i czuł Chrystus ale… mam wszelkie powody przypuszczać, że nie bał się żadnych wampirów energetycznych. On jak spojrzał na człowieka, choćby zawodowego grzesznika to miał go w sekunde przejrzane. Tam nie mogło być mowy o fałszerstwie, obłudzie, zaślepieniu. Tam w grę wchodziła tylko prawda. On rozmawiał z Człowiekiem. Nie dyskutował z programami jakie ten człowiek zaadoptował przez całe swoje życie. Mogę sobie tylko wyobrazić, jaką ulgę czuła osoba, na którą spojrzał Chrystus. Być może po raz pierwszy czuła się sobą, “widziana”, bez tych wszystkich obciążeń.

Każda najstraszniejsza choroba ma swój początek w głowie. Chrystus to wiedział i dlatego nie bał się niczego. Ani opętanych ani trędowatych. Był sobą – to starczyło za wszelką “ochronę”. Czysty. Wiedział kim jest. Wiedział, że zarazić się może tylko ten kto jest podatnym gruntem.

Zapraszam do posłuchania.

Kategorie